Forum Młodych Pisarzy
Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


[DO][T] Za Złoty Sześćdziesiąt więcej...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Młodych Pisarzy Strona Główna » Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aszurbanipal
Piśmienny



Dołączył: 04 Lut 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: pisarz

PostWysłany: Czw 16:45, 06 Lut 2014    Temat postu: [DO][T] Za Złoty Sześćdziesiąt więcej...

Za 1,60zł więcej...
Wilgotny asfalt odbijał w swym zwierciadle szare, zachmurzone niebo, a ciężkie, wilgotne powietrze o kobaltowym smaku dusiło jak nigdy wcześniej. Doprawdy wspaniała to była zima. W tym szarym, smutnym, a przede wszystkim zimnym otoczeniu przyszło tak Adamowi czekać dwadzieścia minut dłużej niż zamierzał. Autobus spóźniał się, a twarz Adama nieustannie chłostana była przez mroźny, ostry wiatr. Właśnie spoglądał na zegarek, kiedy prowincjonalna gąsienica wyjechała zza zakrętu, by zabrać pasażerów z pobliskiego przystanku. Był to stary, przegubowy autobus linii 364, który dojeżdżał do najbardziej oddalonych dzielnic tego miasta. Adam jak zwykle wszedł środkowymi drzwiami, bowiem perspektywa prowadzenia błyskawicznej gry pozorów z kierowcą była dla niego zbyt krępująca. Zaraz po wejściu zajął miejsce tuż przy przegubie, który przypominał karuzelę wewnątrz autobusowego akordeonu. Odłożył plecak na sąsiednie miejsce i zaczął myśleć. Nie miał na to zbyt wielkiej ochoty. Ten dzień był zbyt ponury i nudny. Dodatkowo atmosfera panująca w pojeździe całkowicie nie nadawała się do jakiegokolwiek myślenia. Za oknem był już zmierzch, nie wiadomo, czy spowodowany późną porą czy brudnymi szybami. Mdłe, żółte światło świetlówek uwieszonych nad siedzeniami pasażerów wprowadzały w senny nastrój, toteż Adam nie zważając na nic, zamknął oczy, by oddać się chwilowemu relaksowi rozkoszując się panującym w autobusie ciepłem.
Ten dzień był dla Adama wyjątkowo pechowy. Wszędzie bowiem mógłby spodziewać się przeciwności losu, doprawdy, ale nie tutaj...nie w tym momencie. Adam siedział spokojnie, kiedy autobus przystanął w celu zabrania i wysadzenia pasażerów. Drzwi zamknęły się, lecz on to zignorował, wiedział, że jest jeszcze daleko od swojego przystanku. Nagle świetlówki zaczęły dziwnie migotać, niczym słońce między drzewami lasu podczas jazdy samochodem. Adam uchylił jedno oko by zbadać sytuację. Lampy wciąż nerwowo migotały, uchwyty na rurkach kołysały się jakby ze zdwojoną siłą niż wtedy, jak kołysały się przez jazdę po nierównościach. W autobusie zrobiło się bardzo cicho, aż w końcu Adam poczuł na swojej dłoni lekki chłód. To ostatnie otrzeźwiło go bardziej. Wyczuwając dziwną atmosferę postanowił się rozejrzeć, jednak jego wzrok przykuła osoba stojąca na przeciwko.
Na "karuzeli" oparty o barierkę stał mężczyzna z głową opuszczoną w dół. Adam, zmrużył senne oczy i przystąpił do obserwacji. Mężczyzna miał na sobie rozpiętą czarną, śliską kurtkę. Pod spodem czarną kamizelkę na błękitnej koszuli.
Adam znał ten schemat, brakowało tylko jednego elementu, dokładnie tego, który w tym momencie został wyciągnięty przez mężczyznę stojącego na przeciw. Był to długopis i pokrowiec na identyfikator
<Kanar!>
Pomyślał Adam. Prawdopodobnie nie było ich w tym autobusie od zakończenia ery dinozaurów. Gdyby ktoś się go zapytał, jaką najmniej prawdopodobną rzecz mógłby wymyślić, zaraz obok ustawienia Internet Explorer jako domyślnej przeglądarki powiedziałby "Kanary w 364". No cóż..stało się. Adam był bowiem oszczędnym człowiekiem, prawie skąpym, a na domiar złego urodzonym buntownikiem. Nie kasował biletów, ponieważ twierdził, że ich ceny i tak rosną w przeciwieństwie do jakości usług i nie ma to nic wspólnego z "antygapowiczowską lewacką propagandą". Adam miał bilet, jednak tylko jeden i to w razie sytuacji awaryjnej. Taka właśnie nastąpiła, ale przecież nie mógł się tego spodziewać.
Kiedy Adam więc ujrzał tego zdekonspirowanego służbistę przed sobą, nagłe uderzenie gorąca spadło na niego jak wściekły myszołów. Siedział jednak spokojnie, jak przedtem, zachowując pozory, jednak w głowie przeprowadzał ciągłą analizę sytuacji i wszelkie możliwe drogi wyjścia z niej. W tym momencie mężczyzna odwrócił się tyłem do kierunku jazdy i ruszył na tylną część autobusu. Adam, czując na sobie presję sytuacji bez wyjścia odetchnął z ulgą na kilka sekund, jednak wiedział, że "Oni" nigdy nie działają sami. Odwrócił się więc płynnie i spojrzał w kierunku kierowcy autobusu. Nie mylił się, dwóch pozostałych facetów w czerni właśnie działało na przodzie. Adam odwrócił się i myślał już tylko o ucieczce. To jednak też trzeba było przemyśleć. Autobus jechał już długo, niewykluczone, że zaraz się zatrzyma. Jeden z kanarów zajmował się tyłem, do najbliższych drzwi na przeciwko Adam miał raptem trzy szybkie skoki. Trzy skoki i byłby wolny, jednak nie wiedział jak długo to jeszcze potrwa. Poprzez marne prześwity w okiennym brudzie nie mógł nic rozpoznać. Pozostało mu jedynie tylko modlić się, aby zanim jeden z kanarów podejdzie, by zająć się środkową częścią autobusu, ten zatrzymał się na przystanku. Serce biło mu coraz mocniej. Starał się chociaż w myślach odtworzyć drogę by sprawdzić, gdzie powinni już być. Nagle nieopisany ciężar spoczął na barkach Adama. Adam otworzył szerzej oczy, starał się nie poruszać. Słyszał miarowe kroki, które powoli acz stanowczo uderzały o plastikowe, antypoślizgowe obicie podłogi. Adam już czuł oddech nadchodzącego kanara i na szybko próbował wymyślić scenariusz, jaki opowie służbiście w celu wytłumaczenia się i być może, przekonania do nie wypisywania mandatu. Nie był pewny,czy ktokolwiek idzie w jego kierunku, czy ktokolwiek za nim stoi, kierował się jedynie swoim nieodpartym odczuciem paranoika. Wtedy poczuł lekkie szarpnięcie. To autobus dość gwałtownie hamując, zatrzymywał się nagle na przystanku. Adam, nie zastanawiał się. zrobił to automatycznie i bez wyrazu, szybko i precyzyjnie, jakby programował się na zrobienie tej czynności właśnie w tym czasie. Chociaż drzwi się jeszcze nie otworzyły, ten zrobił już trzy metrowe kroki i już naciskał guzik otwierania drzwi gdy nagle usłyszał surowe, przenikające wrzaśnięcie:
-Haalt!
Adam stanął jak wryty. Właściwie to nic innego by nie zrobił, stał przecież na przeciwko zamkniętych drzwi z palcem wciśniętym w guzik.
<otwieraj..otwieraj!> Przeklinał w głowie Adam, nienawidząc w tym momencie kanarów, kierowcy jak i całego tego parszywego ustrojstwa. W tym momencie podszedł do niego dwumetrowy typ, który wcześniej zajmował się końcem autobusu. Odsunął go dość mocno od wejścia jedną ręką a drugą chwycił rurkę zastawiając tym samym wyjście.
-Pan się gdzieś wybierał?
Zapytał głos z tyłu.
Zza ramienia kontrolera Adam obserwował wychodzących pasażerów, którzy na ostatnim schodku przy wyjściu z autobusu rzucali w jego kierunku zaciekawione spojrzenia, potem, drzwi się zamknęły...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aszurbanipal
Piśmienny



Dołączył: 04 Lut 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: pisarz

PostWysłany: Czw 16:47, 06 Lut 2014    Temat postu: Złe złego początki...[Rozdział 2]

Złe złego początki...

Adam poczuł jak podłoga drży pod jego stopami. Autobus nerwowo ruszał z miejsca pozostawiając w tyle przystanek, pasażerów i wszelkie nadzieje Adama. Wszyscy w trójkę stali tak jeszcze chwilę w niezmiennym stanie, mężczyźni bowiem trzymali swoją ofiarę w ostatecznym szachu.
Mężczyzna stojący na przeciwko wyciągnął z kieszeni kurtki legitymację i przysunął ją tak blisko oczom Adama, że ten nie potrafił dostrzec nawet pogrubionych tam cyfr identyfikatora.
-Bilet, proszę.
Odrzekł mężczyzna stanowczo, oddzielając wyraźnie jedno słowo od drugiego.
-C-co? Jaki bilet?
Wyjąkał Adam. Czuł się zażenowany swoją postawą, jak również swoją sytuacją. Miał on wcześniej przygotowany plan, jak przeprowadzić tą rozmowę, jednak, być może z powodu stresu zaniechał tego pomysłu. Mężczyzna, nic nie odpowiedział. Spojrzał się jedynie pytającym wzrokiem, który chyba miał wyglądać na przenikliwy. W rzeczywistości jego twarz nabrała dziwnego grymasu, który zamiast stać się śmieszny, stał się straszny.
-Dokumenty, proszę.
Powiedział po chwili kontroler.
-Czy..mogę?
Adam wskazał gestem na swój plecak zarzucony niedbale na plecy. Chciał wydobyć z niego dokumenty, jednak hermetyczna bliskość kontrolera, który stał za jego plecami krępowała jego ruchy. Mężczyzna skinął głową na drugiego sugerując, by się odsunął. Adam podszedł do pobliskiego siedzenia. Zauważył, że w autobusie nie ma już więcej pasażerów. Zdawało się nawet, że nie ma w nim nawet kierowcy. Doprawdy dziwne uczucie ogarnęło wtedy Adama, jednak nie zastanawiając się nad tym dłużej położył plecak na fotelu i rozsunął suwak plecaka.
-To jedyna okazja, by coś ustalić - pomyślał, po czym włożył ręce w głąb plecaka udając, że czegoś szuka. Dopiero teraz, gdy zaznał lekkiego wytchnienia, zaczął się zastanawiać, czy ten kontroler po prostu mówi jak upośledzony, czy tylko udaje.
-Jeśli pokażę im dokumenty to koniec. Może więc nie pokażę ich wcale...tylko co wtedy? Może dadzą mi spokój, komu normalnemu chciałoby się tyle pieprzyć przy jednym gościu.-
Adam odwrócił się, już bardziej pewny siebie. Tak na prawdę w plecaku nie miał czego szukać. Wszystkie dokumenty miał bowiem w kieszeni spodni.
-Nie mam żadnych dokumentów-Powiedział
-To bardzo niedobrze, w takim razie pojedzie pan z nami.
-Nie, nigdzie nie pojadę - Powiedział Adam tonem jeszcze bardziej stanowczym i upartym.
-Ależ owszem, pojedzie pan
Po tych słowach kontrolerzy szybkim krokiem ruszyli w kierunku Adama. Silnymi ruchami wzięli go we dwóch pod ramiona całkowicie uniemożliwiając mu jakąkolwiek ucieczkę. Jeden z nich pochwycił plecak leżący na fotelu, drugi natomiast wykonał gest do trzeciego kontrolera, który cały czas przebywał w okolicach przedniej części autobusu. Podszedł on do kabiny kierowcy, nachylił się, a następnie szeptał niedosłyszalne z tej odległości słowa. Wtedy światła zgasły. Autobus przyśpieszył.
-Nie możecie! W domu czeka na mnie rodzina, pies, obiad! Wykrzyknął Adam. Kłamał jednak. Wszyscy wyjechali. Od tygodnia mieszkał sam, a jedyne co mogło się zgadzać to zasuszona wczorajsza zapiekanka nie sprzątnięta jeszcze z kuchennego blatu.
Jechali tak jeszcze przez pewien czas w całkowitej ciemności. Na zewnątrz było już ciemno, a w autobusie świeciły jedynie czerwone kontrolki dezaktywowanych kasowników. Adam z przejęciem zastanawiał się nad sytuacją w której się znalazł po raz pierwszy. Wszystko to było dla niego niedorzeczne. Czy oni mają w ogóle prawo tak z nim postępować? Jedyne co było pewne w tym momencie, to fakt, że od teraz jest na nich skazany, nie ma żadnej drogi ewakuacyjnej. Trzymany przez dwóch rosłych goryli nie miał zdolności ruchu. Mógłby przecież wtedy użyć hamulca bezpieczeństwa.
Adam został przywieziony pod budynek z czerwonej cegły. Nie poznawał tego miejsca, było ciemno. Jedynie żółte światło latarni ulicznej rozjaśniało drogę do metalowych, ciężkich drzwi wmurowanych w ten przedwojenny gmach.
Pomieszczenie przypominało bunkier. Ściany zdawały się być niesamowicie grube, przejścia były wąskie. Jedynie sufit, pod którym wisiały gołe, świecące żarówki był wysoki.
Adam stawiał równe kroki razem z kontrolerami, którzy teraz jedynie ściskali dłonie na jego barkach, widocznie pewni tego, że stąd już nie ucieknie. Szli tak wąskim korytarzem aż do drewnianych drzwi. Korytarz zdawał się być bardzo długi, cała droga niesamowicie dłużyła się Adamowi. Wyjątkowo mocno przeczuwał, że nie chce tam się znaleźć. Co to było za miejsce? W tym momencie pomyślał, że tak widocznie muszą czuć się skazańcy, idący na egzekucję. Ci jednak wiedzą już od dawna co ich czeka za drzwiami. Adam, mógł się tylko domyślać.
Otworzyli drzwi. Jaskrawe światło padło na ich oczy, zmuszając do zasłonięcia się ręką. Nie wypuszczając Adama z rąk kontrolerzy usadowili go na krześle przed drewnianym biurkiem, na którym znajdowała się lampa kierowana prosto na jego twarz. Drzwi zatrzasnęły się. Głuchy szczęk rozległ się po całym pomieszczeniu. Akustyka pomieszczenia sprawiała, że słychać było każdy szelest. Nawet światło atakujące źrenice Adama zdawało się wydawać drażniący dźwięk. Zza lampy dawała się wyczuwać czyjaś obecność, jednak światło nie dawało dostrzec nawet konturów ukrywającej się w cieniu postaci. Po chwili głęboki, niski głos powiedział:
-Pańska godność?
-Tomasz Bliski - bez wahania skłamał. Dawno już wymyślił dla siebie fałszywe imię i nazwisko, które myślał użyć w razie konieczności. Nigdy nie był przekonany co do ich wiarygodności, jednak to był jedyny pomysł, jaki wpadł mu w tym momencie do głowy. Poza tym, był już zmęczony.
- Panie Tomaszu...sprawa jest poważna - Odezwał się głos.
-Jak poważna?
-Bardzo, poważna - Głos mówił w podobny sposób co jeden z kontrolerów stojący za nim. Rozdzielał każde słowo, które wypowiadał powoli, kładąc mocny nacisk na pierwsze z nich. - Na pana miejscu zacząłbym się martwić. Złamał pan pierwszy paragraf trzeciego artykułu RKSK OAM.
-Czego?!
-Regulaminu Komunalnej Spółki Komunikacyjnej Obsługi Aglomeracji Miejskiej...
-No dobra...niech będzie. Ile? - Adam powstrzymał się od prośby dalszych wyjaśnień. Wyraźnie chciał to już mieć za sobą. Zaczął zauważać bowiem absurd całej tej sytuacji. Zdawało mu się, że był bohaterem jakiejś marnej powieści szpiegowskiej, tymczasem on był jedynie przyłapanym gapowiczem.
-Co, ile?
-Ile mam zapłacić, prawda? Przecież o to chyba od początku chodziło. Złapaliście mnie, ponieważ nie miałem biletu, należy mi się mandat.
-Ach, tak.
-A więc? - Adam zaczynał tracić cierpliwość. Nie chciał się nawet zastanawiać nad tym, co się tak właściwie dzieje. Denerwowało go podejście ludzi, którzy go otaczali. Nie wiedział nawet, w jakim miejscu się znajduje, jednak jego poczucie bezkarności, a właściwie trywialności dokonanego wykroczenia pozwalało mu na stosowanie ignorancji względem teatrzyku, jaki był tu najwidoczniej odgrywany.
-Aby sprawę zakończyć, będzie musiał pan zapłacić..dużo.
-Jak dużo?
-Zbyt, dużo.
-Kurwa mać, nie skasowałem jedynie pieprzonego biletu a traktujecie mnie tutaj jakbym był oskarżony o terroryzm! - Adamowi puściły nerwy.Porwał się z siedzenia i powiedział - Proszę mnie natychmiast wypuścić!
-Nie-możemy tego dla pana zrobić...
-Będziecie mnie tu przetrzymywać?! To przestępstwo!
- Nie panu o tym sądzić..Proszę, usiąść. Może pan uniknąć kary. Kary, której, oczywiście nie będzie pan w stanie zapłacić. Musi pan jedynie zanieść ten dokument do Urzędu Miasta, tam dostanie pan dalsze instrukcje...
-To tyle?
-Tak, to tyle. Pozostaje tylko jeden warunek, musi pan to zrobić w ciągu najbliższych pięciu dni.
-Jasne...-Adam spojrzał na kawałek prostokątnego papieru, jednak światło było zbyt męczące. Nie odwracał jednak wzroku od kartki - Jeżeli to wszystko, chciałbym już odejść.
W tym momencie dało się słyszeć szuranie i drzwi za plecami Adama otworzyły się.
-Proszę nie zwlekać, panie Adamie!
Adam ruszył przed siebie szybkim, miarowym krokiem nie odwracając się za siebie. Chciał jak najszybciej opuścić ten klaustrofobiczny budynek.
Wyszedł przed gmach. Stał pod uliczną latarnią, wyjął kartkę i próbował przeczytać. Na kartce nie było zapisanych prawie żadnych słów. Większość stanowiły bliżej niezrozumiałe liczby i litery.
-ST-B4A-St5, co to znaczy?
Nie zastanawiając się dłużej, złożył kartkę w pół i wsunął do kieszeni płaszcza. Nagle zorientował się, że nie zwrócili mu plecaka. Nie chciał jednak tam wracać. Nie miał w nim żadnych niezbędnych rzeczy, mógł się bez niego obejść. Ruszył w kierunku najbliższego skrzyżowania, które uwidaczniała żółta tarcza światła, rzucana przez latarnię zamontowaną na rogu budynku, by rozeznać się gdzie jest i jak wrócić do domu.
Stanął na środku i zaczął się rozglądać, kiedy niespodziewanie uderzyła go myśl. Adam nie poruszył się, źrenice jego oczu rozszerzyły się maksymalnie a serce zaczęło bić w przyśpieszonym tempie. Czuł się kompletnie zdezorientowany.
-Zaraz...skąd on wiedział jak mam na imię...?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aszurbanipal
Piśmienny



Dołączył: 04 Lut 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: pisarz

PostWysłany: Czw 16:48, 06 Lut 2014    Temat postu: W Labiryncie....

W Labiryncie...

Adam stał właśnie naprzeciw pokaźnego gmachu Urzędu Miasta z wyciągniętą ręką przed siebie, w której jak mapę trzymał odebrany zeszłego dnia kwitek. Nie zamierzał zwlekać z rozwiązaniem swojej sprawy, bądź co bądź bardzo dziwnej, lecz w tym momencie jego uczucia względem tego co miał zaraz zrobić były mieszane. Adam rzadko przychodził do Urzędu. Właściwie, był tu tylko dwa razy i to w drodze obowiązku. Tym razem też nie przyszedł tu dla przyjemności.
Podszedł do drzwi głównych i szarpnął za klamkę, lecz były zamknięte. Próbował zobaczyć coś przez szklane drzwi, jednak przeszkadzał mu w tym refleks rzucanego przez wschodzące słońce światła. Zerknął więc na tablicę obok, którą zauważył, kiedy podchodził do drzwi, jednak nie przykuła wtedy jego uwagi na tyle, aby się nią zainteresować. Na tablicy widniała informacja mówiąca, że Urząd Miasta otwarty jest od godziny siódmej do godziny dwudziestej. Była dokładnie 6:48 kiedy Adam sprawdzał zegarek stojąc przed zamkniętymi drzwiami. Nie czekając długo zdecydował, że przespaceruje się wokół placu, na którym wybudowany został Urząd. Jak się okazało plac był olbrzymi. Budynek Urzędu został wzniesiony w modernistycznym stylu kierującym się powagą i prostotą. Idąc tak okolicą w której nie widział żywej duszy, Adam dotarł na tyły rozległej budowli i odkrył bardzo ciekawą rzecz. Ta część budynku, chociaż zespojona z gmachem głównym, była w całości wykonana z czerwonej, niepokrytej cegły, niczym przedwojenne, żydowskie kamienice. Wydawało mu się, że poznaje to miejsce. Poszedł więc wzdłuż czerwonego muru. Od razu zrozumiał gdzie się znajduje, kiedy w oddali zauważył samotnie stojącą latarnię uliczną. Kiedy był już wystarczająco blisko, jego oczom ukazały się czarne, metalowe drzwi.
-A więc to tutaj - Powiedział szeptem Adam sam do siebie.
Stał w tym momencie na przeciwko drzwi, przez które wczoraj wchodził na "salę przesłuchań". Nie miał pojęcia, że ten budynek należy do Urzędu Miasta. Nigdy nie zachodził w te strony, a zeszłego dnia wracał zupełnie inną drogą. Podszedł bliżej. Zastanawiał się, czy faktycznie stoi w tym samym miejscu co ostatnio. W świetle dziennym obraz ten wydawał mu się zupełnie inny, niż zapamiętał go ostatnim razem. Chwycił za żelazny uchwyt przyspawany poziomo do drzwi. Poczuł się wtedy jakoś dziwnie, jakby strasznie, jakby samo trzymanie uchwytu wymagało i tak już wielkiej odwagi. Niepewny Adam szarpnął jednak uchwyt mocno i gwałtownie, ale drzwi były zamknięte. W tym momencie poczuł, że marnuje czas. Odwrócił się zatem i ruszył w kierunku powrotnym, jednak w połowie drugiego kroku coś zmusiło go, aby się odwrócił. Spojrzał z zastanowieniem na drzwi i podświadomie skierował wzrok w miejsce zamka.
Zamka nie było.
Podszedł prędko bliżej i ukucnął by zbadać, czy nie został on przypadkiem zaspawany, jednak nie znalazł żadnych śladów.-To znaczy, że te drzwi można otworzyć jedynie od wewnątrz...ale dlaczego? I dlaczego wczoraj były otwarte o tak późnej porze, a dzisiaj są zamknięte? Co tak na prawdę jest za tymi pancernymi drzwiami?- Zastanawiał się z niejaką irytacją.
Adam wrócił przed główne wejście Urzędu Miasta. Jego zegarek wskazywał godzinę 7:07. Pomimo tego, że o urzędnikach miał zawsze nieciekawe zdanie i nie wierzył w to, że mogło im się chcieć tak punktualnie zacząć pracę, pociągnął drzwi ze wzrokiem spuszczonym na klamkę. Wykonał niespełna dwa kroki i kiedy uniósł głowę, natychmiast stanął w osłupieniu. Trwało to jednak tylko około dwóch sekund i szybko ruszył wgłąb lobby.
Urząd Miasta tętnił życiem...a właściwie pracą. W kolejkach do okienek ustawionych było po kilku petentów. Żadne z widocznych stanowisk nie było puste. Adam spojrzał na zegarek jeszcze raz, który wskazywał tym razem godzinę 7:09.
-Skąd tu nagle tyle ludzi? Dopiero kilka minut minęło od otwarcia. Jak wracałem nie widziałem nikogo, jak stałem kilkanaście minut przed otwarciem też, skąd oni się wzięli?! Może to ludzie, którzy mieszkają niedaleko urzędu? Tacy co mają najbliżej, zazwyczaj zwlekają z załatwieniem spraw najdłużej i przychodzą w dogodnej im porze..chociaż?- Adam rozmyślał nad tą całą sytuacją, która wydawała mu się podejrzana. Od wczorajszego dnia dostrzega same podejrzane rzeczy. Zastanawiał się nawet, czy nie wpędzi go to w jakąś psychozę lub manię prześladowczą. Była to jednak przelotna myśl.
Adam nie wiedział dokąd właściwie idzie. Cały czas kręcił się po parterze zerkając co chwilę to na szyldy stanowisk, to na kartkę. Chciał w jakiś sposób rozwiązać ten szyfr. W końcu zdecydował się poczekać w jednej z kolejek, by zaczerpnąć informacji od urzędniczki obsługującej petentów. Chociaż przed Adamem stały trzy osoby, czekanie zajęło mu około godziny. - Jeszcze nic nie załatwiłem, a już mam dość - pomyślał Adam. W Urzędzie panowała przytłaczająca atmosfera. Powietrze zdawało się być suche i tak gęste, że można było się nim udławić.
-Dzień dobry - Powiedział Adam
-Pan w jakiej sprawie? - Odpowiedziała wyglądająca na nie więcej niż czterdzieści lat urzędniczka, nie odrywając wzroku od dokumentów, które skrupulatnie studiowała.
-Ja właściwie chciałem się zapytać tylko, co oznacza ten skrót - I położył na blacie dokument z szyfrem.
Urzędniczka podniosła powoli wzrok na Adama z wyrazem, jakby w tym momencie wymagał od niej niemożliwego. Trwała przez moment w takim grymasie, po czym pochwyciła kartkę i powiedziała
-Przepraszam, nie jestem upoważniona do udzielania takich informacji.
-To co ty tu do cholery robisz?! - pomyślał Adam oburzony. - Może mi pani zatem powiedzieć, gdzie mogę się tego dowiedzieć?
-Oczywiście.SP-B3-St2
Mimo najszczerszych chęci pochwycenia w tym momencie urzędniczki po to by wytargać ją na blat i przeciąć w pół nożem do masła, Adam uśmiechnął się histerycznie, otworzył szeroko oczy i powiedział prawie krzycząc - Aha! Może mi to pani zapisać na kartce?!
-Przepraszam, nie jestem upoważniona do udostępniania takich materiałów, proszę się zwrócić do
SM-B0-St0 -Odpowiedziała prawie mechanicznie urzędniczka, ale Adama już nie było. Uciekł czym prędzej w połowie zdania, bojąc się o własną reakcję.
Wewnętrzna wściekłość Adama dodała mu sił. Postanowił na własną rękę znaleźć ST-B4A-St5.
Wszedł na pierwsze piętro i zobaczył przed sobą trzy korytarze i tutaj się zatrzymał, ponieważ nie wiedział od którego zacząć. Wpadł jednak na inny pomysł. Schodząc po schodach na parter przyuważył mężczyznę z grubą, wypchaną papierami teczką, zdaje się petenta. Podszedł do niego i zapytał:
-Bardzo przepraszam, że pana niepokoję, ale mam problem. Czy orientuje się pan w tutejszych biurach?
-To zależy, o co pan pyta...mmm przepraszam, nie mam za wiele czasu.
-Nie chce go panu zabierać, w żadnym razie. Jeśli byłby pan tak uprzejmy jedynie powiedzieć mi, gdzie mam się kierować, aby znaleźć ST-B4A-St5
-ST-B4A-St5? Musi pan iść na górę, lewym korytarzem do pierwszego skrzyżowania w lewo, potem cały czas prosto do końca i w prawo, tam znajdzie pan schody na drugie piętro. Następnie drugim korytarzem od prawej na drugim skrzyżowaniu w prawo..to znaczy, w lewo, potem jeszcze raz lewo, potem prosto i za lewym skrętem w prawo potem schodami na górę na piętro trzecie, potem trzeci korytarz od zachodniej ściany bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla......- Adam stał tak w odrętwieniu patrząc na nerwowe ruchy ust mężczyzny kompletnie nie przywiązując wagi do tego co mówił. Wyrwał się w końcu z hipnotycznego transu i przerwał mężczyźnie:
-Co to znaczy ST-B4A-St5?
-Sektor T, Boks 4A, Stanowisko piąte! - Odrzekł raptownie mężczyzna.
-Dziękuję uprzejmie - Powiedział Adam, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł na pierwsze piętro. Zapamiętał jedynie "lewy korytarz". Pomyślał nawet, że mógłby wrócić się do mężczyzny i poprosić go o powtórzenie instrukcji, doszedł jednak do wniosku, że w tej sytuacji potrzebny byłby dyktafon.

Idąc tak wąskim korytarzem Adam przypominał sobie, jak się czuł w podobnej sytuacji ostatniej nocy.
Bez skrępowania wchodził do boksów i pytał się stojącego tam tłumu i urzędników, jak dostać się do
ST-B4A-St5.

-Korytarzem prosto i w lewo!
-Za następnym boksem dwa razy na prawo!
-Na trzecim skrzyżowaniu w prawo, lewo, znowu prawo i prosto aż do schodów na piętro!

Za każdym razem tłum ludzi odpowiadał zgodnie chórem. Wyglądało to tak, jakby ich odpowiedzi były wielokrotnie przećwiczone na jakieś przedstawienie. W rzeczywistości, Adamowi kilkakrotnie zdawało się, że cała ta farsa to marne przedstawienie, w którym bierze udział. Nie traktował jednak tych refleksji poważnie. Trzecie piętro widocznie różniło się od dwóch niższych. Na tej kondygnacji od schodów znajdowało się dziesięć korytarzy. Zdawały się być coraz bardziej wąskie. Sztuczne światło stawało się szare jak postkomunistyczne osiedla, a powietrze suche i duszące. Panująca ciasnota i duszność sprawiały, że Adam miał poczucie znużenia i obojętności. Chciał się skupić na swoich myślach, chciał cały czas analizować plan kondygnacji, aby nauczyć się rozmieszczenia stanowisk urzędniczych. Tym razem nie było tak łatwo. Ogólnie niesprzyjająca atmosfera dawała się we znaki wszystkim przebywającym na tym piętrze...z wyjątkiem urzędników.
Adam wszedł do jednego z przypadkowo napotkanych boksów. Ujrzał wtedy małe kolejki ludzi czekających na swoją kolej. Jako, że nie było żadnych krzeseł, nie było miejsca, żeby usiąść i poczekać.
Twarze tych ludzi był kompletnie bez wyrazu. Wyglądali niemal tak, jakby ktoś właśnie odebrał im duszę. Dało się od nich wyczuć całkowite wypalenie i zobojętnienie. Stojąc jeden za drugim kiwali się łagodnie jak brzozy poruszane wiatrem, a ich oczy, mętne, pozbawione życia, skierowane były w jakiś daleko wybiegający punkt w przestrzeni, który nie zahaczał o nic konkretnego. Jedynie "robotyczni" urzędnicy skrupulatnie pracujący na swoich komputerach wykazywali większe oznaki życia, o ile można to tak nazwać.
Tym razem na pytanie Adama nikt nie odpowiedział. Więcej - nie było żadnej reakcji. Powtórzył pytanie jeszcze dwukrotnie, jednak potem poczuł się bardzo dziwnie. Ta nieludzka ignorancja sprawiła, że poczuł się tak, jakby go tam w ogóle nie było...jakby, w ogóle nie istniał.
Przy jednym z okienek stał jeden człowiek. Aby skorzystać z sytuacji Adam ustawił się za mężczyzną, a gdy ten odszedł zadał pytanie urzędniczce tam siedzącej. Swoją drogą, nie widział tutaj jeszcze ani jednego urzędnika, można by pomyśleć, że pracują tu same kobiety.
-Chciałbym się dowiedzieć, jak mogę dotrzeć do sektora T?
-Sektor T znajduje się na piętrze powyżej
-A powie mi pani, jak mogę się tam dostać?
-Po schodach, proszę pana.
-Tak. Oczywiście. Jednak, czy byłaby pani na tyle miła aby dokładnie określić mi drogę jaką mam się kierować? Widzi pani, jakoś ciężko mi się tu odnaleźć... -Adam mimo swojego samopoczucia potrafił wykrzesać z siebie jeszcze resztki swojej ironii. Urzędniczka spojrzała na niego krzywo, po czym spuściła wzrok.
- Wychodząc z boksu proszę skręcić w lewo. Do końca i na rozdrożu w prawo...
Adam nie miał już najmniejszej ochoty na spacery

"Lewo", "Prawo", "Lewo", "Dwa razy w prawo", "Na skrzyżowaniu w lewo", "Prosto", "W bok", "Do tyłu"

Słowa te krążyły w jego głowie jak morski wir. - Boksy, boksy, "box" to pudło...trafna nazwa - Adamowi przez głowę przechodziło wiele nielogicznych myśli. Od tego momentu zaczął coraz bardziej odłączać się od świata, mechanicznie szedł jednym tempem nie zastanawiając się nawet gdzie.
Adam znalazł się w wejściu do jednego z boksów. Otrzeźwiał na moment, lekko zszokowany faktem, że nie pamięta jak tu dotarł - Już chyba źle się ze mną dzieje - pomyślał. Rozejrzał się szybko i podszedł do pierwszego okienka nie bacząc na człowieka załatwiającego właśnie swoją sprawę.
-Którędy do ST-B4A-St5? - Już nienawidził tych dziwnych skrótów
- Proszę odejść, to nie pana miejsce. - Odpowiedziała urzędniczka. Niska kobieta stojąca przy okienku odwróciła się bezwiednie i spojrzała na Adama w taki sposób, jakby tak na prawdę przyglądała się czemuś co znajduje się centralnie za jego głową.
-Chce tylko wiedzieć gdzie jest ST-B4A-St5!
-Właśnie pan przy nim stoi - Odpowiedziała - Proszę wrócić do kolejki.

Przyszła kolej Adama. Wreszcie, myślał, że nigdy do tego nie dojdzie.
-Proszę - rzucił urzędniczce dokument na blat. Ta podbiła pieczątkę i oddała Adamowi kwitek z powrotem.
-Jak to, to tyle?
-Z mojej strony tak.
-Co to znaczy?
-To znaczy, że zrobiłam to co do mnie należało.
-A teraz..?
-A teraz powinien pan pójść z tym dokumentem do SD-B2-St1 w celu potwierdzenia przyjęcia.
-Jakiego potwierdzenia przyjęcia?! Nie może pani sama tego wystawić?
-Nie, od tego jest SD-B2-St1
-Co to ma w ogóle znaczyć?! Błądzę już od ponad godziny po tym Urzędzie, wreszcie znajduję miejsce do którego mnie przydzielono,a teraz okazuje się, że to nie wszystko!
-Proszę się uspokoić.
-Co to za dokument?
-KB707
-Aha, jasne...a co to znaczy?
-To informacja tajna.
-Jakim cudem może to być tajna informacja, skoro przychodzę tu z nią osobiście we własnym interesie!
-Proszę pana. W tym biurze zajmujemy się tylko odbieraniem tego typu dokumentów. Biuro do którego pana skierowałam zajmuje się potwierdzaniem odbioru tych dokumentów. Obowiązują nas pewne zasady, których nie można naginać na rzecz interesu petenta. Jeżeli pan chce, może się skierować do SI-B0-St3 w celu zasięgnięcia dostępnych panu informacji.
-Nie, nie nie..dziękuję. Niech już będzie. W takim razie gdzie znajduje się to biuro?
-SD-B2-St1
-TAK! Tyle już wiem. Gdzie-ono-jest!
-Niech Pan szuka. Wszystko jest napisane.
-Niby gdzie?
-Przy wejściu u góry.
Adam porwał świstek i ruszył ku wyjściu. Stanął na przeciw wejścia i dokładnie zaczął badać ścianę boksu. Dostrzegł w górze inną fakturę. Przyjrzał się bliżej.
-Nie ma to jak dobre oznakowanie - pomyślał.
Kod określający miejsce był wytłoczony przy wejściu na zewnętrznej ścianie. Trzeba było się dobrze przyjrzeć, aby dostrzec.

Adam czym prędzej poszedł by znaleźć kolejne biuro. Kilkakrotnie wchodził do innych myląc się. Nigdy nie skarżył się na swoją kondycję, która w tym momencie zaczęła mu przeszkadzać. Zachowywał się jak palacz z dwudziestoletnim stażem, któremu zachciało się biegać. Idąc kaszlał, nie mogąc nabrać powietrza, które tak drażniło gardło, nos i oczy.
W końcu dotarł.
-Ja po potwierdzenie.
-Proszę. Zwróci się pan po załącznik w ST-B8C-St2, tam panu powiedzą gdzie złożyć opłatę.
Adam szedł szybkim marszem wzdłuż ścian. Czując, że nie może skupić całego swojego wzroku an oznaczeniach wodził po nich dłońmi jak niewidomy czytający Braille'em. Czuł się jakby płynął. Otoczenie zdawało się gęste jak ołów, każdy ruch ręką czy nogą zdawał się być dla Adama ponad jego siły. Wpadał po kolei do każdego z biur, z których odsyłano go z następnym kwitkiem, potwierdzeniem, załącznikiem, stemplem.
Słaniał się pustym korytarzem, mimo to słyszał głosy:
"Proszę iść do SD-B9A-St6" "Odbiór w ST-B1E-St7"
"SS-B1A-St8" "SF-B6E-St3"
Echo wypowiedzianych słów odbijało się w jego głowie jak krzyki w jaskini. Właśnie odchodził od jednego ze stanowisk. Nie pamiętał jakiego. Przed wyjściem odwrócił się z panicznym wyrazem twarzy i powiedział:
-Nie dobrze mi..nie dobrze mi! Okna! Można otworzyć okno?
Urzędniczki siedzące za wysokimi, grubymi szybami patrzyły na niego jak na wariata. W końcu jedna z nich odpowiedziała
-Są zabudowane.Wszystkie-są-zabudowane.
Adam spojrzał w jej stronę. Nie odpowiedział nic. Myślał tylko, żeby dostać się do następnego biura. Nie wiedział już nawet w jakim celu, zresztą i tak nie miało to znaczenia. Idąc kolejnym korytarzem, gubiąc się raz po raz stracił poczucie czasu. Chciał sprawdzić zegarek, jednak wskazówki co sekundę zmieniały całkowicie swoje położenie w jego oczach. Starał się iść pewnym krokiem, jednak nie dające się okiełznać nogi na podobieństwo słuchawek w kieszeni plątały się nieubłaganie. Korytarz zacieśniał się. Adam oddychał coraz szybciej, przerażony tym co widzi. Myślał, że ściany równoległych boksów zaraz go zmiażdżą. Chciał uciekać czym prędzej wzdłuż zwężających się ścian aż potknął się i runął na ziemię.
Zemdlał.

Po chwili Adam otworzył oczy.Leżał na plecach i wpatrywał się w jaskrawobiałe światło bijące prosto w jego oczy. Nie oślepiało go jednak. Czuł się tak wyswobodzony i lekki, jakby w jednej chwili wróciły mu wszystkie chęci do życia i zaczęły emanować naraz z podwojoną siłą. Nie mógł jednak wstać. Kiedy próbował, usłyszał kroki. Postać stanęła nad Adamem, jednak przez załamujące się za nią światło nie mógł dostrzec ani twarzy, ani nawet sylwetki. Wyciągnęła ku niemu dłoń.
-Bardzo dziękuję - powiedział Adam chwytając dłoń nieznajomego samarytanina. Kiedy się unosił światło wokół postaci zaczynało łagodnieć i wtedy Adam ujrzał...siebie!
-Jak to?! - krzyknął spazmatycznie przerażony. Postać otworzyła usta i powiedziała:
-KB873DSF739WDJ900K92KNBVZX62

Adam obudził się na podłodze z palpitacjami serca. Adrenalina w jego żyłach postawiła go na nogi, jednak jego stan wcale się nie polepszył. Czuł się beznadziejnie, jego umysł zdawał się w połowie spać, a to co tutaj przeżywał zdawało się być w połowie snem. Powietrze, światło, zmęczenie...i ten zabójczy labirynt...
Wbiegł do pierwszego lepszego boksu i stanął na środku. Wykrzyknął z całej siły dwukrotnie:
-Gdzie ja jestem?! GDZIE JA JESTEM?! - Pytając się wszystkich i siebie jednocześnie.
Dookoła nie było nikogo prócz zawsze obecnych urzędniczek, kobiet-służbistek. Stał tak jeszcze chwilę i próbował uspokoić swój oddech. Czuł na sobie zimny pot, słyszał krew pompowaną w jego tętnicy.
-Skończysz jak pozostali!!! - Krzyknęła nagle jedna z urzędniczek przyklejona do szyby niczym mordercza psychopatka próbująca uciec.
Adam mrugnął kilkakrotnie oczami z zaskoczenia. Wszystko było takie samo jak kilka sekund wcześniej. Nic się nie zmieniło. Tamtej sytuacji nie było...a przynajmniej tak myślał.
-Muszę się stąd wydostać. Tak. Jak najszybciej wydostać. - Pomyślał Adam.
Znajdował się na czwartym piętrze budynku, który był jednym wielkim labiryntem, w dodatku znajdował się w nieznanym miejscu, nie pamiętający drogi, bez pomocy. Na pomysł Adama nasuwało się tylko jedno pytanie:
Jak?...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aszurbanipal
Piśmienny



Dołączył: 04 Lut 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: pisarz

PostWysłany: Czw 16:53, 06 Lut 2014    Temat postu: Dalsza część.

Szczerze mówiąc nie wiem jak to wszystko wygląda i czy pomysł jest na tyle dobry, by był kontynuowany. Póki co nie mam zbyt wiele czasu, by móc kontynuować, ale muszę wiedzieć, czy w wolnym czasie warto jest się temu dalej poświęcać. Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali do tego momentu. O komentarze(z opiniami rzecz jasna, nie jestem "łowcą wyświetleń") proszę uprzejmie na moim blogu, na którym zacząłem je pisać. Prosiłbym również w zamian za krytykę o wskazówki, co należy poprawić, nad czym należy popracować. ; )
Dziękuję.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PanPiszacy
Piśmienny



Dołączył: 09 Lip 2015
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: pisarz

PostWysłany: Czw 15:20, 09 Lip 2015    Temat postu:

Dla mnie ok Wink Szkoda, że tylko tyle ;(

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Młodych Pisarzy Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin