Forum Młodych Pisarzy
Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


[R][+13] Z ognia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Młodych Pisarzy Strona Główna » Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pandora
Wierszołap



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bunkier
Płeć: pisarka

PostWysłany: Nie 17:43, 17 Mar 2013    Temat postu: [R][+13] Z ognia

Coś nowego. Miejmy nadzieję, że ktokolwiek to przeczyta. xd

_____________________________________________________________


Prolog


Praden było nadzwyczaj spokojnym miastem. Położone w malowniczej dolinie, niedaleko gór Skalistych, przyciągało ludzi jak kolorowe kwiaty pszczoły. Płynąca przez nie Jaskra była przejrzysta i czysta jak łza, budziła zatem zdziwienie i zachwyt wśród nowoprzybyłych, bowiem w tych, poniekąd niebezpiecznych czasach, rzadko można było spotkać takie miejsce, w którym nie roi się od żarłocznych topielców czy innych okropieństw. Jeśli chodzi o Jaskrę, tylko przy wlocie rzeki do miasta można spotkać Avodynaceri – wodnych ludzi, tajemniczych, ale przyjaźnie nastawionych.
Jednak jak to zazwyczaj bywa, nawet najspokojniejsze miejsca robią się groźne po zmroku…

***


Nemira sprawdziła, czy miecz łatwo wychodzi z pochwy i ostrożnie stawiając stopy, weszła w ciemną uliczkę. Słodkawy smród zgnilizny drażnił jej wyczulony nos, ale w tym ciężkim zapachu czuła również nutę czegoś innego. Jakby…
Ghul.
Uśmiechnęła się lekko, nieco pewniej ruszając naprzód. Jednak szósty zmysł nie zawiódł i tym razem. Po kilkunastu krokach słyszała już głośne mlaskanie i towarzyszące temu zgrzytanie zębów stwora.
Wyjęła z sakiewki przy pasie małą buteleczkę i zębami wyciągnęła korek, po czym wypiła srebrnawy płyn. W jednej chwili jej twarz stała się biała jak papier, a źrenice rozszerzyły się tak, że nie można było stwierdzić, jaki kolor mają tęczówki. Tętno zwolniło, lecz nie reakcje ciała. Dwoma szybkimi susami doskoczyła do rozwidlenia uliczki i wpadła w ślepy zaułek.
Nagi, humanoidalny stwór pożerał właśnie szyję martwej elfki i nawet nie zauważył jej nadejścia, choć tupała niemiłosiernie głośno butami okutymi w żelazo. Płynnym ruchem wyjęła miecz z pochwy zamocowanej na plecach i przenosząc ciężar ciała na lewą nogę, szybkim cięciem posłała głowę w powietrze. Ta wirowała przez chwilę, omiatając wszystko dookoła mętnym spojrzeniem brudnych, zaropiałych oczu, po czym z nieprzyjemnym plaśnięciem spadła w rynsztok. Nemira rozejrzała się po zaułku, by sprawdzić, czy nader wyczulony słuch jej nie zawodzi i czy nie szykuje jej się walka.
Jednak była tu sam na sam z martwą elfką i ghulem.
Uroczo.
Przykucnęła przy kobiecie i uważnie obejrzała jej ciało. Było już w znacznym stadium rozkładu, co najwyraźniej nie przeszkadzało trupożercy. Magiczne istoty były ich ulubionymi, bo stawały się od nich silniejsze. Krzywiąc się z obrzydzeniem wstała i wyszeptała słowo z Pradawnej Mowy, a nad tym miejscem, wysoko w górze, zapłonęło złote światło, symbolizujące odchodzącą duszę elfa.
- No proszę, nawet wy znacie obyczaje. Brawo, jestem pod wrażeniem! – odezwał się nagle męski, drwiący głos.
Nemira obróciła się szybko, wyciągając jednocześnie sztylet do rzucania, który dotąd czekał w pochwie zamocowanej na udzie. Uniosła rękę do rzutu i… ostrze wystrzeliło w nocne powietrze, buchając kolorowymi iskrami. Mężczyzna w czarnej szacie z kapturem naciągniętym na twarz zachichotał.
- Milcz! – warknęła, odrzucając gniewnie z ramienia długi, czarny warkocz. Mag cofnął się, zaskoczony zimną furią w jej głosie. Wycelowała w niego dłoń i szepnęła słowo.
Błysnęło krwawe światło i napastnik został przygwożdżony do kamiennej ściany. Kaptur opadł, pokazując elfią twarz, wykrzywioną wściekłością.
- Natychmiast zdejmij czar, wiedźmiński pomiocie! – zawył, odrzucając z oczu złote włosy, odsłaniając tym samym czarny okrąg wypalony na czole.
Nemira wybuchła nieprzyjemnym śmiechem i poklepała się znacząco w skroń. Srebrne jak rtęć oczy elfa zapłonęły gniewem.
- Nie mogłabym odmówić przyjemności zabicia ciebie twoim pobratymcom. To cholernie zabawne, kiedy zapalają dla niego światło, a ono jest czerwone, nie złote.
Mężczyzna zmarszczył brwi, wyraźnie nie rozumiejąc.
- Nigdy tego nie robiłeś, no tak. Nie martw się, może zobaczysz zanim pójdziesz do swojego elfiego piekła – uśmiechnęła się paskudnie, przekrzywiając głowę. – Chyba słyszę kroki leśnych ludzi! – zawołała, chichocząc niczym mała dziewczynka.
Tamten tylko zawarczał w odpowiedzi. Kobieta już otwierała usta, by rzucić złośliwy komentarz, ale…
- Śmierć mutantom i nie-ludziom! – rozległ się dziki ryk i do uliczki wpadła grupa ubranych w długie płaszcze napastników z mieczami w rękach.
Nemira zaklęła szpetnie i pospiesznie zdjęła czar z elfa. Ten spojrzał na nią z nieskrywaną wdzięcznością i zakrzyknął:
- Osłaniaj mnie, a ja będę tkał czar!
Wiedźminka bez słowa zamachnęła się ostrzem i pozbawiła głowy pierwszego śmiałka. Słyszała ciche pomruki maga, który starał się skupić na tworzonym czarze.
Samozwańczy wojownicy napierali na nią z każdej możliwej strony, a jej miecz wirował jakby był żywą istotą. Wpychając miecz między żebra chłopaka, niemalże dziecka, warknęła do elfa:
- Pospiesz się, do diabła. Jestem wiedźminem – tu przerwała, by odeprzeć atak pokrytej bliznami kobiety – ale nie cudotwórcą.
Elf oczywiście nie odpowiedział, ale moc z niego promieniująca stała się bardziej wyczuwalna. Napastnicy najwyraźniej też to zauważyli, bo zaczęli atakować z nową energią. Nemira w desperacji wykrzyknęła jedno ze słów, a kilkanaście osób przed nią runęło za ziemię, wymiotując krwią. Jęknęła i upadła na kolana. Gorąca krew płynąca po bruku niemal od razu przesiąkła przez jej spodnie i zaczęła dziwnie piec.
Co, do diabła?
W tej samej chwili rzucił się na nią kolejny Miecz Sprawiedliwości z wyszczerbionym toporem w ręce. Uśmiechał się szeroko bezzębną gębą, a w niej widać było rozdwojony język…
- Demony! – wrzasnęła, machając jak szalona mieczem. Rozcięła szpetny pysk na pół, a piekąca posoka trysnęła jej w twarz. Przetoczyła się na bok, unikając druzgocącego uderzenia i zerwała się na równe nogi, zdmuchując z twarzy luźne kosmyki włosów. Płynnym ruchem przecięła stwora na pół, który rozsypał się w pył, przeciągle wyjąc. Nierówna walka z tłumem przeciwników ją wyczerpywała.
Cholerny mag, co on kombinuje?
I kiedy zaczęła biec ku niej kobieta z lwią głową, radośnie szczerząc kły…
- Skryyyyyj się! – ryknął jej nowy sojusznik, ciskając czar. Wiedźminka skoczyła w bok, a siła ognistej kuli pchnęła ją prosto na kamienną ścianę. W obronnym geście wyciągnęła przed siebie ręce, i ostatnim, co usłyszała, był głośny skowyt ginących demonów i coś jeszcze, ale nim uświadomiła sobie, co to znaczy, pochłonęła ją ciemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gnar
Jr. Admin



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczyrk
Płeć: pisarz

PostWysłany: Nie 22:30, 17 Mar 2013    Temat postu:

Ja przeczytałem. I nie narzekam. Jeszcze.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Literożerna
Piśmienny



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:33, 17 Mar 2013    Temat postu:

Przeczytałam. I w sumie nie do końca wiem, co o tym napisać. To było... dziwne. Pół fanfick a pół nie? Konsternacja. Chyba nie do końca zrozumiałam ideę tego tekstu. Cóż, zobaczę, co będzie dalej.

A tak w ogóle nie zwracaj uwagi na to, co wypisuję. Mam wyrzuty sumienia, bo nie chce mi się wziąć za żaden z 20 projektów gnijących w zeszycie od miesięcy. Poza tym mam zaniżone poczucie wartości, więc wyżywam się na innych, dlatego lepiej się mną nie przejmować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gnar
Jr. Admin



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczyrk
Płeć: pisarz

PostWysłany: Nie 22:39, 17 Mar 2013    Temat postu:

Aha, trochę zgadzam się ze smutną przedmówczynią. Ten tekst jest... Poprawny. To znaczy nie zawiera (a przynajmniej nie wyłapałem) żadnych błędów gramatycznych, czy też merytorycznych. Hum, chyba można to poczytać jako plusa. Poza tym... Poczułem się jak w dobrym slasherze, czyli siekanka bez większych przemyśleń bohaterów. Dla mnie ten tekst został wyrwany z kontekstu i powinnaś stworzyć do niego fabularną otoczkę.

Literożerna, nie smutaj, pamiętaj, że zawsze może być gorzej. Tak właściwie to będzie gorzej. Jutro. Poniedziałek. Mam nadzieje, że pocieszyłem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gnar dnia Nie 22:39, 17 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yap_Snow
Moderator



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zakopane
Płeć: pisarka

PostWysłany: Pon 8:32, 18 Mar 2013    Temat postu:

Jej.
A ja nie będę narzekać ^^ . Mnie się bardzo podobało. Mało błędów. No i jak już wcześniej wspomniałam, lubię Nemirę. Cóż, zapowiada się kolejne świetne opowiadanie. Trzymaj poziom i pisz dalej! Wink
Twa Yap.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
Wierszołap



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bunkier
Płeć: pisarka

PostWysłany: Pon 20:44, 18 Mar 2013    Temat postu:

Gnar napisał:
Hum, chyba można to poczytać jako plusa.


Hum, hum?

Dzięki za komentarze. Pierwszy raz piszę coś podobnego, nieśmiało wkraczam w świat mieczy, walk i krwi. Miło, że byliście skłonni napisać coś więcej oprócz odczuć, bo będzie to bardzo przydatne. Nie jest to fanfick, przynajmniej nie chcę, by nim był. Wzoruję się w pewnym stopniu na Sapkowskim, ale świat i postacie są inne, niż w Wiedźminie. Punktem wspólnym jest istnienie wiedźminów, po prostu brakowało mi innej nazwy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
Wierszołap



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bunkier
Płeć: pisarka

PostWysłany: Nie 16:52, 21 Lip 2013    Temat postu:

Sorka za posta pod postem, ale myślę, że tamten nie powinien być usunięty.
_____________________________________________________________


Rozdział I


Właściciela tawerny „Pod lasem” można było opisać wieloma epitetami, ale ”kreatywny” na pewno do nich nie należał. Ów przybytek wątpliwej rozrywki, a nieuniknionej choroby żołądka położony był, co nietrudno zgadnąć, tuż przy puszczy.
Choć nazwa i położenie było adekwatne do tego, co działo się w środku, tego wieczora zawitał tam nadzwyczajny gość.
Powszechnie znany i obdarzany szacunkiem medyk, Gorazd VaDel, siedział sztywno na niekoniecznie czystej ławie w towarzystwie dwóch mężczyzn określanych przez bywalców mianem Asów, co jest skrótem asasynów. Niższy, o bladej twarzy ulicznego złodziejaszka, twarzy przymilnej, lecz niepokojącej, cały czas bębnił w stół dłonią ukrytą w skórzanej rękawicy z metalowymi kolcami na kostkach; drugi, wyższy i pulchniejszy, miał okrągłą, zaczerwienioną twarz kupca i ciemne ubranie stworzone do walki zupełnie do niego nie pasowało.
Mimo ogólnego zaufania dla uzdrowiciela, jego kompani wzbudzili w wieśniakach mieszane uczucia. Po co mu zabójcy? Dlaczego ich tu przyprowadził? Kogo chce zabić? Te pytania kłębiły się w zamglonych już piwem umysłach obserwatorów, lecz trzech spiskowców niewiele robiło sobie z natarczywych spojrzeń i cichych szeptów.
- Wszyscy diabli! - zakrzyknął niższy tak nagle, że wszyscy podskoczyli jak jeden mąż. Poderwał się z ławy i ciężko dysząc z gniewu, celował w gardło Gorazda długim, wąskim ostrzem. – Myślisz, że nas wychędożysz jak to bydło? Nas?! – ryknął, szerokim łukiem wskazując na zebranych chłopów.
Jeden z nich, jasnowłosy i zaczerwieniony ze złości podsycanej najpodlejszym piwem, zerwał się ze swojego miejsca i zakrzyknął, wymachując brudną pięścią:
- Może jo i wsiok! Ale nie dureń i bydło! Toć nie my mordujem za miedzioki!
W tłumie rozległy się okrzyki poparcia i obaj asasyni już wstawali, by pokazać hołocie, gdzie jej miejsce, lecz uzdrowiciel, nie będący już w centrum uwagi, wspiął się na stół i zagrzmiał władczo:
- Siadać! Czy błud wam we łbach pomieszał? Napili się to już wielcy panowie! Rus, coś tobie przeszkadza? Nic tu po takim! Nawet bannik by cię nie tknął pazurem! – I usiadł na swoim miejscu, co uczynił też Rus, a po nim cała reszta, zanosząc się gromkim śmiechem.
Ostatni usiedli Asowie, u których drwina konsyliarza nie wywołała nawet uśmiechu. Atmosfera w tawernie się zmieniła, chłopi wyraźnie rozluźnili się, ale trzej sprawcy całego zamieszania siedzieli już poważni, trzymając prędkie ręce na głowicach swych broni.
- Więc? – zapytał cicho Gorazd, teraz już pokorny. – Cóż to dla was, jedna wampirzyca? Z jednym nie dałaby rady, a we dwóch nawet nie zauważy, że coś się dzieje.
- Kłamliwie nie schlebiaj – warknął grubszy, zwany Cichem. Wbrew pozorom imię to oznaczało sposób, w jaki As – Wiesz dobrze, na nas słówka nie działają, na nas działa złoto.
Niższy, o imieniu Mogiłka, zaniepokojony trącił kamrata dłonią.
- Jednak na ciebie te słówka działają, stary młocie! Coś ty, wiedźmak? Może jeszcze strzygi będziesz łapał? Po cholerę ci to złoto? Żony nie masz, bachora nie masz, kokoty paskudne tu jak nigdzie. Wypijaj te pomyje, na koń i niech diabli wezmą tę głuszę!
Cich wyraźnie zaczynał mieć wątpliwości. Oblizał nerwowo wargi i łypnął wrogo na medyka.
- A po co ta wiescza? – zapytał podejrzliwie, mrużąc małe oczka.
- A to już nie twój problem – odsapnął VaDel znad piwa, od którego nie odciągał wzroku.
- Coś ty wymyślił, hę? Mało ci ludzkich, tak? – Mogiłka parsknął głośnym śmiechem, trzaskając pustym kuflem o stół. – Już to widzę, jak…
- Stul pysk! – zakrzyknął uzdrowiciel, purpurowiejąc. – Na nic mi jej ciało, błaźnie! Widać, że tylko na zabijaniu się znacie, nic z nauk szlachetniejszych! – Zamilkł na chwilę, rozważając coś usilnie. – Chodźcie do mojego domostwa. Coś wam pokażę.
Asowie spojrzeli po sobie, jednak nic nie wyrzekli, tylko wstali i w milczeniu wyszli za medykiem w parną, letnią noc, klnąc na wyrwy „przez biesy w trawie pochowane”, na komary i wszystko, na czym świat stoi. Gorazd szedł prosto przed siebie, zręcznie wymijając wszystkie przeszkody, ku niewielkiej chacie na wzniesieniu za teraz opustoszałą wioską.
- Nie jesteś jedynie ich konowałem, co? – zagadnął niższy, kiedy stali już pod dość okazałą siedzibą, w ciemności próbując dostrzec twarz ich przewodnika.
- Oni są zbyt głupi by pojąć, kim jest alchemik, więc dla nich jestem prostym konowałem – odparł, grzebiąc w kieszeniach obszernej szaty w poszukiwaniu klucza.
- A więc szukasz kamienia filozoficznego? – Pogardliwy uśmieszek zagościł na twarzy Asa.
Asowie nigdy nie uznawali tej dziedziny alchemii, poszukiwanie nieistniejącego było dla nich stratą czasu. Wieczne życie nie było im potrzebne, bo kto by chciał taki szmat czasu wyrzynać bogatych kupców? A co do złota… byli zadowoleni ze swoich wyników, oprócz złota za zlecenie nierzadko zdarzało im się zagarnąć co nieco w kieszeń. Trzeba sobie jakoś radzić, nieprawdaż?
Tymczasem VaDel odnalazł niewielki klucz, i otwierając szeroko drzwi, by wpuścić towarzyszy przodem, odpowiedział:
- Kamienia szukają już mnisi z Gór Skalistych. – Zamknął drzwi na klucz i zapalił kaganek; widząc sceptyczne miny gości, roześmiał się. – Nie dla siebie, rzecz jasna. To zakon o żelaznych zasadach, zbyt boją się wystawiać na gniew Boży. Życie wieczne na ziemi i gromadzenie dóbr to dla nich najgorsze zło, jednakże… - tu zamyślił się i dźgnął palcem powietrze. – To cała tajemnica ich zakonu. Dla jakich celów chcą użyć Kamienia? Dla kogo to robią? Diabli wiedzą, co dzieje się w ich ukrytej w skałach twierdzy. No, rozgadałem się. Wybaczcie, że nie zaproponuję wam niczego do picia, ale tak się składa, że przed wyjściem zużyłem całą wodę – uśmiechnął się przepraszająco, prowadząc ich ku dużej kuchni, w której kącie ukryta była alkowa, a półki i sufit były swego rodzaju spichrzem medykamentów, ziół i wszystkiego, co konsyliarzowi w jego zawodzie potrzebne.
- Nie mamy czasu na takie uprzejmości – odparł Mogiłka, obracając w ręce krótki nóż myśliwski dla podkreślenia wagi swoich słów. – Przejdźmy do rzeczy, jeśli łaska.
- Nie tak szybko, panowie! – zawołał ze śmiechem Gorazd; odkąd wyszli z tawerny, stał się bardziej rozluźniony, nawet lekko się zgarbił. Nie uszło to uwagi Cicha, który mruknął do kolegi po fachu, gdy gospodarz zniknął w ciemności korytarza:
- Wedle mnie, to nadszedł najlepszy moment, co by wziąć nogi za pas i nigdy w to przeklęte miejsce nie wracać. Ten cały konował mi się nie podoba. Spójrz na tą chałupę, czy tu zamieszkałby kto normalny? - Nie słysząc odpowiedzi, zerknął na druha, który wpatrywał się w coś intensywnie. Powoli podążył za jego wzrokiem i zbaraniał. Jedną półkę pokrywały rzędy słoików, a w nich…
- Jestem gotów! – Radosny okrzyk wyrwał obu mężczyzn z zaskoczenia; obaj starali się ukryć swoje zdenerwowanie, co z resztą średnio się udało. Niższy As, bardziej opanowany, wykrzywił się zdawkowo, omijając wzrokiem regały; jednak medyk nie dał się zwieść tłumionemu przestrachowi.
- Spokojnie, panowie. To tylko składniki do mikstur leczniczych, nic więcej – uśmiechnął się uspokajająco, podchodząc do półek. – Tutaj nie trzymam nic, co dotyczy mojej… słabości.
- A tamto jest jeszcze gorsze? – zapytał niepewnie najgrubszy z trójki.
- Gorsze? – powtórzył zbity z tropu VaDel, zamierając z podejrzanym słojem w ręku. – Czy wy boicie się tych poćwiartowanych zwierząt w oleju? Głupcy! – parsknął rozbawiony, odstawiając naczynie na miejsce; goście odetchnęli z ulgą.
- My tego przy palenisku nie trzymamy – burknął obrażony Cich, patrząc na słoje spod oka, jakby zaraz miały wypuścić ukrywane paskudztwa na zewnątrz, by pożarły go żywcem.
Lecz medyk nie przyjął zaczepki, jedynie pokręcił głową z pobłażliwym uśmieszkiem.
- Nie o tym chciałem z wami porozmawiać – odparł wymijająco, biorąc do ręki kaganek i wychodząc na korytarz; rozedrgane światło zaigrało na szkle sprawiając wrażenie, że zwłoki niecierpliwie wiercą się w swych celach. Ktoś przełknął głośno ślinę. – Prawdziwy skarb tego miejsca ukrywa się pod ziemią. Macie okazję zobaczyć na własne oczy początek końca świata… jeśli się nie boicie, rzecz jasna.
I nie czekając na kompanów, ruszył korytarzem ku niknącym w ciemności schodom.

([link widoczny dla zalogowanych])


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nar Arato
Piśmienny



Dołączył: 14 Kwi 2013
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: pisarka

PostWysłany: Pon 18:10, 22 Lip 2013    Temat postu:

Ja zacznę od początku, powoli i spokojnie, ze wszelkimi możliwymi szczegółami, bo tekst jest niezły i aż się prosi o dopieszczenie.

"Położone w malowniczej dolinie, niedaleko gór Skalistych, przyciągało ludzi jak kolorowe kwiaty pszczoły." Nie wskazuję błędu, żeby nie było, tylko zwracam uwagę na brzmienie słów o tym samych końcówach, pod koniec zdania. Przyjemniej by się czytało, gdybyś czymś te słowa od siebie oddzieliła. Coś w stylu "jak kolorowe kwiaty przyciągają pszczoły", niegroźne powtórzenie. Oczywiście znalazłoby się pewnie kilka innych opcji.
"Płynąca przez nie Jaskra była przejrzysta i czysta jak łza, budziła zatem zdziwienie i zachwyt wśród nowoprzybyłych, bowiem w tych, poniekąd niebezpiecznych czasach, rzadko można było spotkać takie miejsce, w którym nie roi się od żarłocznych topielców czy innych okropieństw." Na początek powiem tyle, że można mieć wątpliwości, czy Jaskra płynie przez Praden, czy może przez pszczoły lub kwiaty. Logika logiką a brzmienie swoją drogą. A ja uwielbiam czytać szeptem. Tak dla siebie i dla dźwięku słów. Jako, że zdanie jest długie, bardzo długie, automatycznie szukałam w nim czegoś co można wyrzucić i tym czymś okazało się słowo "poniekąd". Dalej zastanawiam się nad powtórzeniem "była-było". Coś mi się zdaje o pół zdania za blisko, więc warto nad tym posiedzieć. Rozbicie tego długaśnego zdania mogłoby też ładnie oddzielić od siebie nagromadzenie przymiotników, które bombardują moją wyobraźnię, ale właściwie nie podsyłają mi niczego charakterystycznego.
"Jeśli chodzi o Jaskrę, tylko przy wlocie rzeki do miasta można spotkać Avodynaceri – wodnych ludzi, tajemniczych, ale przyjaźnie nastawionych.
Jednak jak to zazwyczaj bywa, nawet najspokojniejsze miejsca robią się groźne po zmroku…" Tutaj mam ochotę spytać, a o co innego miałoby chodzić, przecież o tym jest mowa, prawda? Osobiście bym to jakoś zgrabnie ominęła. Jeśli chodzi o mieszkańców tutejszej rzeki? Lub po prostu powiedzieć, że wlocie Jaskry do miasta można takich i takich spotkać.
"Po kilkunastu krokach słyszała już głośne mlaskanie i towarzyszące temu zgrzytanie zębów stwora. Wyjęła z sakiewki przy pasie małą buteleczkę i zębami wyciągnęła korek, po czym wypiła srebrnawy płyn." Za dużo zębów. Może jakieś kły albo pazury? Szczerze powiedziawszy nie widziałam dostatecznie wielu ghuli, żeby stwierdzić.
"Nagi, humanoidalny stwór pożerał właśnie szyję martwej elfki i nawet nie zauważył jej nadejścia, choć tupała niemiłosiernie głośno butami okutymi w żelazo." Wyszło mi na to, że nie zauważył elfki, którą właśnie pożerał. W sumie samo pożeranie szyi w pewien sposób sugeruje mi, że reszte elfki sobie zostawi na potem albo w ogóle nie nie smakuje. Samo słowo ajkoś tak wskazuje na całość, a nie na fragment.
"Płynnym ruchem wyjęła miecz z pochwy zamocowanej na plecach i przenosząc ciężar ciała na lewą nogę, szybkim cięciem posłała głowę w powietrze." Znów lekkie niedopowiedzenie, czyją głowę? Swoją, ghula czy elfki?
"Magiczne istoty były ich ulubionymi, bo stawały się od nich silniejsze." Ulubionym posiłkiem, zagryzką, ucztą, ok. Ale nie ulubionymi istotami, bo nie wiem jak ty, ale jak ja coś żywego lubię to raczej tego nie zjadam.
"Wiedźminka bez słowa zamachnęła się ostrzem i pozbawiła głowy pierwszego śmiałka. Słyszała ciche pomruki maga, który starał się skupić na tworzonym czarze." Zaklęciu mniej by łamało język. Wydaje się tu być bardziej na swoim miejscu. No i chyba elf nie starał się skupiać, tylko się skupiał, skoro już mamrotanie mamy zaliczone.
"Samozwańczy wojownicy napierali na nią z każdej możliwej strony, a jej miecz wirował jakby był żywą istotą. Wpychając miecz między żebra chłopaka, niemalże dziecka, warknęła do elfa" Za dużo mieczy, są jeszcze ostrza klingi i cały arsenał pospolitej broni.
"- Pospiesz się, do diabła. Jestem wiedźminem – tu przerwała, by odeprzeć atak pokrytej bliznami kobiety – ale nie cudotwórcą." To zdanie jest godne cytowania i zapadnie mi w pamięć na długi, och długi, czas ;3

Jako, że myślenie psuje mi przyjemność z dalszego czytania, reszta przyjdzie później, jak już się tekstem nacieszę. <3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pandora
Wierszołap



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bunkier
Płeć: pisarka

PostWysłany: Czw 12:54, 25 Lip 2013    Temat postu:

Chciałoby się rzecz, iż Twój komentarz jest "dobrze wysmażony", ale to określenie tak mi zbrzydło, że muszę posłużyć czymś zwyczajniejszym. Więc dziękuję za rzetelną i przydatną w dalszym pisaniu ocenę.. no i życzę miłej lektury, jeśli chodzi o pierwszy rozdział.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pandora dnia Czw 12:55, 25 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Młodych Pisarzy Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin