Forum Młodych Pisarzy
Forum dla wszystkich fascynatów pióra
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


[R][T][+16] Samotna ucieczka.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Młodych Pisarzy Strona Główna » Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mona1994
Piśmienny



Dołączył: 25 Kwi 2013
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: pisarka

PostWysłany: Czw 21:04, 25 Kwi 2013    Temat postu: [R][T][+16] Samotna ucieczka.

Hej:) Jest to już moje opowiadanie. Jeżeli będą jakieś błędy proszę o wyrozumiałość i poprawęWink. Pozdrawiam.

PROLOG

Dzień 1. Thomas Sapler

Byłem dzisiaj w kolejnym sklepie. Co raz mniej jedzenia tam zostało. Nie wiem na ile mi to starczy, ale niedługo będę zmuszony ruszyć dalej. Przy ogrodzeniu jest więcej trupów. Chociaż tyle, że w sklepie nie było żadnego. Mój baseball jest w opłakanym stanie, a nie mogę znaleźć w tym czasie nic nowego do obrony. Zaczyna się ściemniać. Trzeba pozasłaniać okna, nie wiem czym te stwory się kierują, ale potrafią przemierzać wiele kilometrów aby dotrzeć do celu. Reagują na światło, dźwięk i ruch. Pomyślałem, że będę opisywać poszczególne dni. Być może komuś się to przyda..
1 zasada: Nie rób hałasu. Są na to najbardziej wrażliwe.
„Piekło jest na ziemi, jest w każdym człowieku i każdy z nas może stanąć przed ja¬kimś wewnętrznym sądem os¬ta¬tecznym. I zmar¬twychwstać z niego in¬nym, no¬wym człowiekiem”, lub trupem.

Dzień 2. Thomas Sapler
Noc była spokojna, jednak spać nie można. Nie bałem się piechotników, ale ludzi którzy powariowali. Zamiast współdziałać z innymi żywymi ludźmi, wolą ich po prostu zabijać za butelkę wody czy kawałek chleba. Napiszę coś o sobie. Mam 27 lat, mieszkałem w Nowym Jorku, miałem wspaniałą rodzinę, nie chodzi mi o żonę czy dzieci, ale rodziców, siostrę i dwóch braci. Mama Jane, ojciec Henry, siostra Susanne i moi bracia Francis i Mike. Byliśmy szczęśliwi mieszkając w jednym domu, ale kiedy zaczęła się ta bezkońcowa wojna między żywymi i umarłymi, zostałem sam. Nikt do końca nie wie skąd pojawił się ten wirus. Kiedy telewizja jeszcze nadawała, mówili że próbówka z zawartością z jakiejś korporacji „przez przypadek” dostała się w ręce terrorystów. Jaka prawda? Nikt nie wie, ale wiadome jest jedno, aby przetrwać trzeba być silnym i wiedzieć co robić. Wyruszam po kolejne zapasy jedzenia, być może znajdę paliwo. Jeżeli Bóg istnieje, to niech mi pomoże.

CD. Po południe.
Widziałem jak… Piechotnik rozszarpał człowieka, on krzyczał „Pomocy!” ale nie mogłem tam iść do niego. Trup rękami i zębami rozrywał mężczyznę, a krew lała się strumieniami. Było ich za dużo… Nie uratowałbym go.. Z pod mojego ogrodzenia ubyło wiele trupów, pewnie też słyszeli krzyki i poszli za dźwiękiem. Paliwa nie znalazłem, jedzenia też już nie było. Ktoś jest niedaleko mnie. Ktoś żywy…

Dzień 4. Thomas Sapler
Poszukuję od 2 dni, tego kto wziął moje ostatnie zapasy. Ale muszę jednak sobie powiedzieć, że to może był podróżny. Może jestem już tak samotny, że szukam towarzystwa. Z trupami sobie raczej nie pogadam. Ale poszukiwania nie były takie złe. Znalazłem 5L paliwa. Jeśli znajdę jakiś motor, to powinno wystarczyć, aby dojechać w inne miejsce.. Lepiej zaopatrzone. Widziałem jeden, ale nie wiem czy jest sprawny. Kiedy go sprawdzę, wyruszę po 2 dniach, chyba że coś mnie pośpieszy. Nie zatrzymujcie się w Baker Hill w stanie Alabama. Tu już nic nie ma. Zostały same trupy. Nie zbliżajcie się do szpitala. Jest ich tam mnóstwo, ale w środku są leki… Ja sam nie podejmę tego wyzwania, to będzie twój wybór.
2 zasada: Omijaj piechotników. Jeśli cię zauważą, szukaj czegoś na co możesz się wspiąć ( oczywiście, z drogą ucieczki gdzie indziej ), a one nie będą mogły dosięgnąć ciebie.

Dzień 5. Thomas Sapler.
Cholera jasna!!! W motorze brakowało silnika… Będę musiał ich piechotą. Zostało mi 3 puszki zupy grochowej i 1,5L wody. Starczy mi to na jakieś 2,5 dnia drogi. Kieruję się do Columbus. Stąd mam 22 godziny drogi. Wyruszę jutro o wczesnym świcie.

Dzień 9. Thomas Sapler.
W końcu znalazłem miejsce na odpoczynek… 4 dni.. Uciekałem, chowałem się, walczyłem. Jedzenie się skończyło, woda także. Chce mi się spać, ale nie mogę zasnąć. Jeszcze nie teraz. Zraniłem się w nogę skacząc przez ogrodzenie. Nie wiem gdzie jestem, ale wiem jedno że muszę być blisko centrum jakiegoś miasta. Trupów jest tu jak mrówek. Czasami właśnie się zastanawiam dlaczego te potwory nie jedzą zwierząt. Może wyczuwają, że człowiek jest smaczniejszy, a może po prostu to nie Chińczycy. Chyba wybrałem sobie złą porę na żarty. Oczy mi się zamykają, a jeszcze nie zabezpieczyłem tego miejsca. To jakieś mieszkanie. Kiedy tu wbiegałem po schodach były w paru miejscach zatarasowane meblami. Może ktoś tu jeszcze mieszka?
CD.
Znalazłem tasak w kuchni i trochę starych chipsów. Co za ironia… Jeszcze 2 tygodnie temu mówiłem, że więcej ich nie tknę. Teraz to zjadłbym sobie jakiegoś hamburgera czy coś, ale ciężko znaleźć jeszcze dobre mięso. Drzwi zablokowałem tak dla pewności. Trupy ich nie otworzą, człowiek też chyba nie. Idę się położyć.
Dzień 10. Thomas Sapler
Noc przebiegła bardzo spokojnie i cicho. Przed chwilą słyszałem jakiś huk w mieszkaniu obok. To chyba piechotnik, nie będę sprawdzać. Wyjdę na dach bloku. Zrobię rozeznanie w terenie. Kiedy wrócę napiszę co zobaczyłem.
CD.
Jestem w bardzo ciężkim położeniu. Monstra są wokół całego budynku. Musiałem je tu przyciągnąć ze sobą. Szlag by to jasny trafił. No dobra.. Dam sobie radę. Innego wyjścia nie widzę, tylko że nadal nie wiem gdzie jestem i gdzie mam iść. Nie ma co się ociągać. Robię się głodny i pić mi się chce więc nie mam dużo czasu. Kiedy będę mógł to napisze. Znalazłem dyktafon, bez jednej baterii.
3 zasada: Zanim pójdziesz spać, zabezpiecz i sprawdź miejsce w którym jesteś. Najlepiej żeby miało 2 wyjścia.
Dzień 16. Thomas Sapler, Nick Roop.
Udało się znaleźć miejsce gdzie jest trochę zapasów. Dołączył do mnie mężczyzna Nick Roop. Dane zapisałem na końcu zeszytu. Zna ten teren, ale nie wie jak się nazywa miasto. Muszę znaleźć baterię do dyktafonu. Kiedy to zrobię będę mógł wpisywać niektóre dialogi ludzi, których spotkam. Może się na coś to przyda. Kiedy spotkałem Nicka, byłem wycieńczony. Uratował mnie. Zaniósł do swojej kryjówki, opatrzył, nakarmił i dał wody. Nie wiedziałem, że jeszcze ktoś może ocalić komuś życie.

Dzień 17. Nick Roop.
Tom nie żyje! Próbował znaleźć wyjście przez inne mieszkanie i został zaatakowany przez kąsacza, rozszarpał go, zębami wbił się mu w tętnice odgryzając ogromny kawałek mięsa. Wykrwawił się, a ten potwór go zaczął rozdzierać od wnętrza. Wyjmował mu wszystko z ciała.. Serce, żołądek, jelita nerki, tyle krwi… Sam zostałem ugryziony. Jest mi gorąco i boli mnie głowa. Nie zostało mi dużo czasu. Objawy: przez pierwszą godzinę nic nie czułem, później nastąpiło mrowienie w ręce gdzie zostałem ugryziony, po kolejnej jest mi duszno, temperatura musi być wysoka, czuje ogromne pulsowanie w skroniach. Leki nie pomagają więc jeżeli znajdziesz ten zeszyt nie trać leków na siebie czy kogoś innego kto został ukąszony czy zadrapany przez trupa, bo to nie pomoże a szkoda tylko leków. Jestem coraz bledszy, osłabiony i bolą mnie mięśnie. Muszę się położyć i odpocząć……..
*- Nie żyje

MOJE DANE I INNCH LUDZI ( żyjących ) :
Thomas Sapler
Wiek: 27 lat.
Mieszkał: Nowy Jork
Wzrost: 175cm.
Kolor włosów: Brunet
Oczy: Niebieskie
Sylwetka: Lekko umięśniona
Rodzina: Matka Jane*, ojciec Henry*, siostra Susanne*, brat Mike*, brat Francis*

Nick Roop
Wiek: 32 lata.
Mieszkał: Bezdomny
Wzrost: 169cm.
Kolor włosów: Ciemny blond
Oczy: Szare
Sylwetka: Bardzo słabo umięśniony
Rodzina: BRAK ODPOWIEDZI


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
T.B.Budzik
Piśmienny



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Elbląg/Budzilandia

PostWysłany: Pią 18:53, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Podoba mi się pierwszoosobowa narracja i wielokropki. Teraz koniec pochwał. Jak wszyscy wiedzą, ja pisać dobrze nie potrafię, ale wymienię kilka uwag:
-parę interpunktów, ale to się zdarza(a ja się poprawiłem XDXDXD - przypis autora Very Happy)
-litr: nie 4L, lecz 4 l Tymbarka
-parę ortografów
-nudne
-przeczytałem opowiadanie, a bardzo mało wiem
-często zmieniający się wątek
4-/6
Będą hejty, że sam nie potrafię pisać, ale to tylko moja OBIEKTYWNA opinia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Literożerna
Piśmienny



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:20, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Opinia NIGDY nie jest obiektywna, drogi Budziku. Tak, jak światło nigdy nie jest ciemne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
T.B.Budzik
Piśmienny



Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Elbląg/Budzilandia

PostWysłany: Pią 19:39, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Literożerna napisał:
Opinia NIGDY nie jest obiektywna, drogi Budziku. Tak, jak światło nigdy nie jest ciemne.


Niech będzie. Nie znam się.

Sorry za offtop.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mona1994
Piśmienny



Dołączył: 25 Kwi 2013
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: pisarka

PostWysłany: Pią 23:04, 26 Kwi 2013    Temat postu:

Prolog nie jest od tego, żeby wyjaśnić wszystko z miejsca:) Oczywiście poprawie się. Być może pierwszy rozdział coś zmieni.
Pierwszy rozdziałWink

Rozdział 1.

Czytając te zapiski uświadomiłam sobie, jak łatwo można zginąć. Ten Thomas przeżył tylko siedemnaście dni, a minął już rok od kiedy to wszystko się zaczęło. Będę prowadzić dalej jego zeszyt, ale tylko wtedy kiedy wydarzy się coś ważnego, coś przełomowego. Jestem Rachel Baxton i moja historia jest dłuższa niż tego pana. Mam dwadzieścia pięć lat, byłam żołnierzem w jednostkach lądowych. Byłam, bo już od dawna nic nie istnieje oprócz zgniłych parszywych trupów, którym się zachciało wpieprzać żywych ludzi. Pochodziłam z domu dziecka, więc nie byłam do nikogo przywiązana emocjonalnie. Cieszę się z tego, nie muszę za nikim tęsknić, płakać i rozpaczać. Jeden plus w byciu samym. Mój cel opiera się na przeżyciu i być może ratowaniu innych… Nie, jednak nie. Niech każdy radzi sobie po swojemu, mniejszy kłopot dla mnie. Jestem w mieście… chyba nie ma sensu nawet mówić gdzie bo już miasta, kraje nie istnieją. Po prostu jestem gdzieś w środku Ameryki. Może blisko Hollywood, albo Nowego Jorku.. nie wiem. Omijam miasta, nie jestem głupią blondynką.. jestem brunetką tak w ogóle, ale chodzi mi o to, że miesiąc temu widziałam blondynę jak biegnie w centrum miasta z krzykiem, który usłyszałby szwendacz z dziesięć kilometrów. Po chwili ją otoczyli i pożarli. Nie mam zamiaru ratować samobójców. Ja mam ratować siebie, nie kogoś. Może kiedyś, kiedy byłam żołnierzem to był mój cel priorytetowy, a teraz? Już nie. Zawijam swój plecak napakowany wszelkimi niezbędnymi rzeczami takimi jak: nóż, pistolet, parę magazynków, tłumik do pistoletu, trochę jedzenia, wody i kilka ubrań. Wydawało mi się, że to najważniejsze.
No to tak.. od roku sobie tak spaceruje szukając czegoś, albo może po prostu sobie idę. Spotykałam wiele grup ludzi, którzy ginęli później tak czy siak. To kwestia czasu. Chowałam się w najróżniejszych zakamarkach, nie szukałam opuszczonych domów, mieszkań ani nie rozpalałam ogniska na środku pola. To je przyciąga. Na razie skupiam się na jednym ze sklepów. Obserwuję go już od paru dni. Powinno być tam trochę leków, jedzenia i wody a przy wspaniałomyślnym szczęściu może i broń. W Ameryce prawie każdy właściciel sklepu miał broń, a mówiło się że to bezpieczny kraj… Nie chciałabym być w Chinach.. haha, przecież tam to muszę mieć masakrę. Tyle milionów ludzi w jednym miejscu. Dobra, muszę jeszcze ominąć jeden samochód i będę w środku.
- Cholera! – Krzyknęłam, kiedy zobaczyłam czyjąś broń przed oczami.
- Nie podnoś za bardzo głosu, bo może być nieciekawie… - powiedział obcy męski głos.
- Gdybym była trupem, pewnie bym nie krzyczała, więc zabieraj koleś tą spluwę z przed mojej twarzy, albo cię zabije!
- Whoa! Zwolnij paniusiu.. – wtedy wyłonił się z cienia, wysoki, ciemnooki facet, który chyba myślał że jest Hulkiem czy czymś, kiedy ma broń w ręku. Wyrwałam mu pistolet z ręki, ale on mnie złapał i ogłuszył.
Obudziłam się na łóżku, nie mając przy sobie nic czym mogłabym się obronić. Wstałam, a wtedy głowa chciała mi eksplodować. Przed oczami widziałam tylko lekkie światło, reszta to ciemność. Szukałam po omacku drzwi, kiedy nagle znów poczułam ból tylko że to właśnie drzwi odnalazły mnie uderzając w twarz. Przewróciłam się na zimną posadzkę, po chwili poczułam na ramieniu ciepłą dłoń. Przetarłam oczy i zobaczyłam.. Dziecko??? Stała przede mną kilkuletnia dziewczyna z blond włosami i oczami jak u anioła. Pomogła mi wstać i posadziła na łóżku.
- Przepraszam, nie chciałam cię uderzyć. Myślałam , że śpisz. Przyniosłam ci coś do jedzenia. –Powiedziała do mnie, nie bojąc się w ogóle mojej osoby.
- Nic się nie stało, próbowałam znaleźć drzwi, ale to one mnie znalazły. – Uśmiechnęłam się do niej, a ona to odwzajemniła. – Jestem Rachel, a ty?
- Nessa, znaczy się Vanessa. Ale lubię kiedy wołają na mnie Nessa.
- Ile masz lat? – zapytałam.
- Dziewięć a ty?
- Uuuu.. ja to stara już jestem. Mam dwadzieścia pięć. Gdzie jestem?
- W naszym obozie. Mike cię znalazł i przyprowadził nieprzytomną. – Aha.. Tak im powiedział.
- Możesz go tu po prosić? Chciałabym mu podziękować.
- Sama możesz pójść do niego. Ale co z jedzeniem?
Nie było mowy, żebym tego nie zjadła bo wyglądało smakowicie. W ciągu paru minut talerz był pusty. Mała podała mi rękę i wyprowadziła mnie z mieszkania. Kiedy wyszłam na słońce, zobaczyłam jak duży jest ich obóz. Było tu ponad trzydzieści osób, w tym tylko jedno dziecko. Smutne, ale prawdziwe. Pokazała mi, który to jest Mike. Kurczę, facet był mega ciachem, to rzadkość w tym świecie. Kiedyś wydawało mi się, że szwendacze wybierają samych przystojnych facetów, żeby baby nie mogły produkować dzieci, bo brzydkich raczej nie wybieramy. A on? Brunet, lekko ciemna karnacja, dobrze umięśniony. Gdyby ten świat nie zwariował to z miejsca bym się za niego wzięła, ale wiele się zmieniło.
Zeszłam ze schodów, oglądając obóz. Stało parę wozów kempingowych, ciężarówki z przyczepami tworzyły mur a na nich stali wartownicy, po mojej stronie 2 domy obok siebie. Po prawej ogród z warzywami, po prostu miejsce idealne aby zostać, ale nie zrobię tego.
Podeszłam do ciacha, stał tyłem do mnie więc chrząknęłam ale nadal nic. Wymyśliłam inny sposób.
- Więc to ty mnie ogłuszyłeś i zaciągnąłeś tutaj bez mojej zgody? – powiedziałam na tyle głośno aby każdy mógł usłyszeć. On odwrócił się i błysnął swoimi idealnie białymi ząbkami w moją stronę.
- Nie trzeba było mnie atakować…
- To ty mnie zaatakowałeś, oddawaj moje rzeczy i wynoszę się stąd! – Złapał mnie za rękę i prowadził do jednego z domów. Próbowałam się wyrwać, ale siła kobiety nie może dorównać sile faceta. Wepchnął mnie do środka, zatrzaskując przy tym drzwi. Z kieszeni wyjął zeszyt, ten który znalazłam.
- Skąd to masz?
- Pff..
- Skąd… - nie pozwoliłam mu skończyć – Nie ważne skąd to mam, nie ważne też gdzie to znalazłam.. – teraz sobie coś uświadomiłam. – To ty jesteś Mike, brat Toma? – nie odpowiedział od razu ale wiedziałam że to on.
- Znalazłam to, nie daleko Columbus. Twój brat nie przemienił się, nie miał jak. Kiedy pisał, któregoś dnia że nie może znaleźć tego kto wziął jego jedzenie ze sklepu, to byłam ja. Nie wiedziałam, że jeszcze ktoś był w mieście. Znalazłam ten zeszyt chyba 2 tygodnie temu, ale pewności nie mam. Widziałam jego twarz, była pełna bólu i cierpienia. Ale to nie moja sprawa. Muszę ruszyć dalej. Odwróciłam się w stronę wyjścia mówiąc: Za 15 minut chciałabym z stąd odejść, więc przynieś moje rzeczy do bramy wyjściowej. Wychodząc zamknęłam drzwi.
Kiedy szłam do bramy podbiegła do mnie Nessa.
- Odchodzisz? – zapytała.
- Tak, czekam tylko na swoje rzeczy i ruszam dalej.
- Aha… - posmutniała i gdzieś pobiegła.
Czekałam i czekałam, w końcu go zobaczyłam. Szedł z moim plecakiem i bronią. Podszedł do mnie, podał mi i spojrzał na mnie jakby oczekiwał że ja coś powiem.
- Na razie! – Powiedziałam i podeszłam do bramy czekając, aż ktoś ją otworzy… Nic.. – Każesz im otworzyć tą bramę czy mam przeskoczyć przez nią?
- Zastanów się jeszcze.. Mamy jedzenie, wodę, miejsca do spania a ty wybierasz życie z przeszkodami.
- To mój wybór. Otwórz to do cholery! – Mike kiwnął głową do wartownika, a ten otworzył główne drzwi. Wyszłam z stamtąd jak najszybciej się dało. Miałam ogromną ochotę, żeby tam zostać ale nie przyłączam się do nikogo. Nikomu nie można ufać. Usłyszałam krzyk, odwróciłam się i zobaczyłam Nesse, Mike ją zatrzymał nie pozwalając jej wychodzić poza obóz. Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam dalej szukając swojego azylu.
Kroczyłam przed siebie zastanawiając się dlaczego właściwie opuściłam ten obóz. Miałam w sumie dziwne przeczucie, że jest tam coś nie tak, ale dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Może Vanessa coś wiedziała i może chciała uciec z stamtąd… ale za dużo jest tych „może”. Kiedy tak rozmyślałam nie zauważyłam, że przede mną jest kilka szwendaczy. Nie dostrzegli mnie, ale nie miałam jak przejść. Byłam w tunelu więc ani w prawo ani w lewo. Wyjęłam nóż i zaczęłam powoli się do nich podchodzić. Jeden był trochę oddalony od grupy, łatwy cel. Szybkim ruchem przebiłam mu głowę. Upadł. Następny do odstrzału i kolejny. Dwóch zbliżało się do mnie, ominęłam ich i kolejnymi szybkimi ruchami zlikwidowałam te stwory. Wychodząc z ciemnego tunelu zobaczyłam odpalony samochód. Schowałam się za innym autem i czekałam na rozwój sytuacji. Po chwili wyłonili się jacyś ludzie. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Wyjęłam pistolet i ruszyłam w ich kierunku. Po paru krokach zauważyli mnie.
- Nie strzelaj! Nie chcemy kłopotów! – Odezwał się jeden z facetów. Nadal trzymałam broń wycelowaną w nich.
- Co tu robicie? – zapytałam.
- Przejeżdżaliśmy przez ten tunel kiedy mój syn zauważył psa i pobiegł za nim. Szukamy go… Pomożesz nam? – zapytała kobieta.
- Nie. To nie mój problem tylko wasz, trzeba było go pilnować.
- Proszę cię! Nie mamy broni, ani niczego czym moglibyśmy się bronić. Pomóż nam, a damy ci wszystko co będziesz chciała. – Odpowiedziała kobieta. Oferta była nie do odrzucenia. W sumie nic do stracenia nie miałam.
- Dobrze, pomogę wam ale dacie mi wszystko co tylko będę chciała nie zależnie od stanu chłopca.
- Ok! Tylko szybko! – Odezwał się drugi mężczyzna. To chyba jego ojciec, ale w tym świecie nic już nie jest pewne. Poszliśmy we czwórkę w stronę lasu gdzie ostatnio był widziany chłopiec. Szłam przodem, bo miałam broń. Nie dałam im, bo może to być pułapka i nie chcę ryzykować. Przeszliśmy kawałek drogi, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk chłopca. Biegliśmy w kierunku dziecka i w końcu go zobaczyliśmy. Siedział na drzewie otoczony czterema szwendaczami. Gałąź na której siedział nie była raczej mocna. Krzyczał i płakał, zwołując ich jeszcze więcej. Chciał wyjść wyżej, ale tak jak myślałam gałąź nie wytrzymała. Spadł na ziemie z wielkim hukiem. Sytuacja była bardzo napięta. Zaczęłam krzyczeć, żeby zwrócić uwagę zombie. Jeden się odwrócił, a zaraz po tym reszta. To był mój moment. Wyjęłam za pleców tasak, który znalazłam w mieszkaniu Thomasa i zaczęłam powoli się do nich zbliżać. Może byli powolni, ale jedno małe zadrapanie a moje życie się skończy. Kiedy byłam już blisko przyspieszyłam kroku. Ominęłam pierwszego wbijając mu tasak w tył głowy, brudząc przy tym siebie jego krwią. Z kolejnym było ciężej, miał kask motocyklowy na głowie, więc gorzej będzie go zabić. Złapałam go za ramiona i rzuciłam o ziemie, żeby mieć czas na zabicie kolejnych. Następni byli prostszym celem. Szybkie ruchy i byli zlikwidowani. Teraz został mi tamten trup z kaskiem. Schowałam moje ostrze i wyjęłam z plecaka średniej wielkości siekierę. Obcięłam mu ręce, żeby nie mógł mnie zadrapać. Następnie zdjęłam kask i wbiłam ostrze w centrum głowy. Wyczyściłam sprzęt z krwi tych brzydali. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak był w ramionach matki. Po chwili czułości zaczęliśmy wracać pod samochód. Droga powrotna była na szczęście spokojna.
- Co macie w samochodzie? – zapytałam kobietę.
- Sporo jedzenia, jakieś ubrania, i baterie. – Odpowiedziała. Poszłam zobaczyć co mają, ale wiele tego nie było.
- Dobra, jedźcie dalej. – Powiedziałam do nich. Nie miałam serca zabierać im tych rzeczy, jednak dzieciak to dzieciak. Potrzebuje jedzenia i ochrony.
- Co..? Nie chcesz niczego w zamian za pomoc? – zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Nie, nie chce.
- To może wyruszysz z nami? – zapytała kobieta. – Ja jestem Kate, ten wysoki z blizną to Rob a tamten blondyn Jake. A to mój syn Danny.
- Nie, dzięki. Ale jak chcecie być bezpieczni to wróćcie się przez ten tunel i kawałek dalej jest dobrze zabezpieczony obóz. Powinni was przyjąć. – Uśmiechnęli się do siebie i podziękowali za pomoc w sprawie syna i obozu.
Ruszyłam dalej. Zaczynało się robić ciemno, więc trzeba było szybko znaleźć miejsce do odpoczynku i schronienia się. Nocą trupy są bardziej aktywniejsze.

___________________________

Jeśli są jakieś błędy, proszę o ich wskazanie żebym mogła się na przyszłość poprawić.

Edytuj posty.
Y.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mona1994 dnia Pią 23:06, 26 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jogurcik
Błędne pióro



Dołączył: 21 Wrz 2012
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wonderland :3
Płeć: pisarka

PostWysłany: Sob 18:46, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Błędy? Obawiam się, że robisz ich pełno.

,,Będę prowadzić dalej jego zeszyt, ale tylko wtedy kiedy wydarzy się coś ważnego, coś przełomowego." - Brzmi to niezbyt ładnie. ,,Ale tylko w wypadku, gdy wydarzy się coś..." wygląda lepiej Smile.
,,Pochodziłam z domu dziecka, więc nie byłam do nikogo przywiązana emocjonalnie." - Z tego, co mi wiadomo, nie można ,,pochodzić z domu dziecka". Proponuję ,,wychowałam się w domu dziecka".
,,Jeden plus w byciu samym." - Kolejne dziwne sformułowanie. Może ,,w byciu samotnym"?
,,Jestem w mieście… chyba nie ma sensu nawet mówić gdzie bo już miasta, kraje nie istnieją." - Skoro nie istnieją, jak ona może być w jednym z nich? Może ,,nie mają znaczenia", albo ,,znajduję się na terenie dawnego miasta"?
,,Po prostu jestem gdzieś w środku Ameryki." - ,,W środkowej części Ameryki", albo po prostu ,,w Ameryce". Ciężko byłoby znaleźć się W ŚRODKU Ameryki.
,,Omijam miasta, nie jestem głupią blondynką.. jestem brunetką tak w ogóle, ale chodzi mi o to, że miesiąc temu widziałam blondynę jak biegnie w centrum miasta z krzykiem, który usłyszałby szwendacz z dziesięć kilometrów." - Szwendacz. Jeśli nazwa własna, to w porządku. Ale jeśli nie... jest w ogóle taki wyraz? Poza tym: wielokropki składają się ZAWSZE z trzech kropek. Całe zdanie do poprawki. ,,Omijam miasta, nie jestem głupią blondynką... Jestem brunetką tak w ogóle, ale chodzi mi o to, że miesiąc temu widziałam blondynę, jak biegła w centrum miasta z krzykiem, który usłyszałby szwendacz(?) z dziesięciu kilometrów."

Dobra, nie sprawdzam wszystkiego. Musiałabym opisać połowę zdań w tym tekście.
Od jakiegoś czasu śledzę Twoje posty. Z tego, co piszesz, wynika, że zajmujesz się literatura już od długiego czasu. Z przykrością stwierdzam, że po Twoich opowiadaniach tego nie widać. Nie ma w nich wyćwiczenia, żadnego konkretnego stylu, a nawet spójności, jest za to mnóstwo błędów językowych, interpunkcyjnych. Poza tym przegadujesz temat. W jednym zdaniu zawierasz informację, która później rozwijasz w kilku następnych, jakby tłumacząc czytelnikowi jego sens. To psuje przyjemność z lektury, dlatego też nie dobrnęłam do końca. Nie ma sensu pisanie tak obszernych objaśnień, dlaczego Twoja bohaterka nie chce ratować innych - wystarczy krótka informacja, ze jej własne przetrwanie jest dla niej celem priorytetowym... Twój zasób słownictwa jest bogaty, ale - bez obrazy - jak dla mnie to nie jest nawet amatorszczyzna. Poradziłabym Ci to, co radzę w większości takich przypadków - ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz pisać - ale jeśli naprawdę piszesz już od dobrych kilku lat, a wyniki są takie, jak widać, to chyba nie będzie zbyt skuteczna metoda. Może po prostu potrzebujesz, żeby ktoś poradził Ci, co poprawić? Przede wszystkim popracuj nad poprawnością wyrażeń, których używasz. Postaraj się też zaciekawić czytelnika, bo to jest droga do sukcesu. Musisz sprawić, żeby chciał więcej i więcej, uzależnić go od siebie. Moje początki nie były łatwe, ale od tamtego czasu piszę już znacznie lepiej. Przede wszystkim pomogły mi dobre rady użytkowników forum, na którym opublikowałam pierwsze opowiadanie. Pokazywałaś już komuś swoje prace? Doświadczenie innych może się okazać bezcenne.
Zwracaj uwagę na to, czy nie popełniasz błędów językowych. Jeśli nie wiesz, czy zwrot, jakiego chcesz użyć, jest poprawny, zapytaj kogoś lub poszukaj w Internecie. I czytaj - dużo czytaj, gdyż nic nie zastąpi doświadczenia płynącego z książek. To czytając, zrozumiałam, jak pisać. Później już tylko doszlifowywałam swój warsztat.
Powodzenia! Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mona1994
Piśmienny



Dołączył: 25 Kwi 2013
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: pisarka

PostWysłany: Sob 22:23, 27 Kwi 2013    Temat postu:

Tak, pokazywałam wydawnictwu. I byli zainteresowani moimi pracami, ale moje plany wyszły jednak całkowicie w inną stronę.

Dzięki za pokazanie błędów. Na pewno spróbuje zmienić ten mój "niby" styl:D

Jeszcze raz dzięki Jogurcik. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Młodych Pisarzy Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin